Krystyna Rodowiczowa:
“Na drugi dzień po procesie męża rano wróciłam do Zalesia. Wszyscy zaprzyjaźnieni z nami sąsiedzi i znajomi czekali z niepokojem na nasz przyjazd. Czułam wielką ich życzliwość do nas, ale i wielką bezsilność wobec przemocy. (1952r.- po aresztowaniu Stanisława Rodowicza) (…) Dni zmowe toczyły sie monotonnie. Zalesie zasypane było śniegiem. Dzieci wracały ze szkoły czerwone, uśmiechnięte i mokre od zabaw w śniegu. Pracowałam dużo, przepisując na maszynie. Ciągle miałam zamknięte drzwi do pracy, ciągle wisiała nade mną odpowiedzialność zbiorowa, a finansowo nie nadążałam za potrzebami i wydatkami. Kilka zaprzyjaźnionych z nami rodzin w Zalesiu dyskretnie pomagało mi, zwłaszcza w ubieraniu dzieci. Byli to Jagielscy, Walukiewiczowie, Zieleniewscy, Widlicowie, Borysowiczowie, Hurdowie, Kowalewscy i inni.”(“Sztormy i burzany”s. 141, 146).